Na emigracji jest już od 10 lat. Wspomina, że nie był to łatwy czas. Będąc poza domem rodzinnym, na pierwszą wigilię zjadł jajecznicę i położył się spać. Potem było już tylko lepiej. Maciej Urbański (32 l.) pochodzi z Krobi. Wyjechał szukać pracy, a przy okazji znalazł miłość.
Mężczyzna przyznaje, że jak większość emigrantów, prowadzi zabiegane życie. Mieszka w szkockim Holytown (okolice Glasgow) od roku 2009. - Był to okres kryzysu w Europie, a zwłaszcza w Polsce, gdzie pracownikom wchodzącym na rynek pracy, było bardzo ciężko o zatrudnienie - wspomina Maciej Urbański. Przed wyjazdem dorabiał na budowie i nie przepadał za tym zajęciem. Decyzję o wyjeździe podjął w lipcu, w ciągu jednego dnia. - Namiary na Polaków ze Szkocji dostałem od męża mojej siostry, który przemierzał Europę jako kierowca ciężarówki. Pamiętam, że dowiedziałem się o możliwości wyjazdu we wtorek, a w piątek już lądowałem na lotnisku w Glasgow - wspomina. Mieszkał z parą Polaków z dzieckiem.
Jak się okazało, znalezienie pracy nie było takie proste, jak zapewniali współlokatorzy. - Nie pracowałem przez ponad miesiąc. Wielką Brytanię też dopadł kryzys, a pieniędzy przy sobie nie miałem zbyt wiele. O możliwości pracy dowiedziałem się przypadkiem, podsłuchując rozmowę dwóch Polaków na przystanku. Rozmawiali miedzy sobą o polskiej konsultantce w agencji pracy - mówi Maciej Urbański. Udało się zarejestrować i szybko rozpocząć pracę w fabryce i magazynach. - W jednej z tych fabryk zaoferowano mi kontrakt i po kilku latach zostałem menadżerem zmiany. Tam spotkałem moją obecną narzeczoną - wspomina.
Pierwsze święta poza domem były - jak mówi - „raczej biedne”. Mieszkaniec Krobi na wigilię zjadł jajecznicę i poszedł spać.