reklama

Filip Czamański z Żychlewa to "Pan Laserek". Razem ze swoją dziewczyną Basią zajmują się rękodziełem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Filip Czamański z Żychlewa to "Pan Laserek". Razem ze swoją dziewczyną Basią zajmują się rękodziełem - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
9
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
KulturaRubaszne poczucie humoru i duży dystans do swojej choroby - z tego chyba każdy zna Filipa Czamańskiego z Żychlewa. Mimo tego, że wiele w życiu przeszedł, to cały czas zachowuje pogodę ducha. Mieszkańcowi gminy Krobia niedługo „stuknie ćwiartka na karku”, znalazł w swoim życiu miłość, której również nieobca jest walka z ciężką chorobę oraz dzięki nowej profesji coraz częściej kojarzony jest jako „Pan Laserek”. - Może nie wybiegam myślami jakoś super w przyszłość, to swoje plany mam. A przede wszystkim taki, żeby być z Basią i poszerzać swoją działalność - tłumaczy 24-latek z Żychlewa.
reklama

Od magistra, przez PCPR, telemarketing po grawer

Pozytywne podejście Filipa do życia widać choćby w pierwszych jego słowach, gdy zwyczajnie stwierdzą, że ostatnio pisaliśmy o nim, gdy w trzeciej klasie liceum „wylądował” na trzynaście tygodni w szpitalu. W następstwie powikłań musiał mieć usuniętą kość ogonową.

- Co tu dużo mówić, ciekawe nie było. Ale był to dla mnie taki sprawdzian mentalny - tłumaczy chory od urodzenia na przepuklinę oponowo-rdzeniową mieszkaniec Biskupizny.  

Schorzenie nie przeszkodziło mu podjąć studiów, najpierw pierwszego stopnia, a gdy udało mu się obronić licencjat poszedł za ciosem i został magistrem na kierunku administracja publiczna.

reklama

- I dziś mogę powiedzieć pieszczotliwie, że jestem szczęśliwym „magazynierem” - śmieje się F. Czamański.

W czasie studiów odbył m.in. praktykę w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Gostyniu.

- To był fajny okres. Chciałem tam „zakotwiczyć” na dłużej i chyba mam „unikalne” kwalifikacje ku temu. Bo jako osoba na wózku wiem z autopsji, na czym polega niepełnosprawność - stwierdza półżartem, półserio 24-latek.

Niestety ta ścieżka kariery nie była mu dana, więc przeniósł się do sektora prywatnego.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD ZDJĘCIEM - KLIKNIJ, żeby PRZECZYTAĆ FOTOREPORTAŻ

Przez „zamówienie” na abażury poszerzył działalność

Pracował m.in. przy przy produkcji rękodzieł, następnie „zasmakował” telemarketingu i w końcu doszedł do momentu, w którym znajduje się obecnie - „na swoim” jako "Pan Laserek".

- Właśnie te 2,5 roku przy ozdobach poddały mi pomysł, aby zająć się grawerem laserowym. Oczywiście wiedziałem, że nie będzie mnie stać na tak profesjonalnych sprzęt, jak tam, ale szukałem czegoś dobrego za znacznie mniejsze pieniądze. Tak więc zaryzykowałem i zainwestowałem w swój pierwszy grawer laserowy o mocy 10 watów - zdradza chłopak.

reklama

Wkrótce „wieści po wsi” się rozeszły, „w co Filip poszedł” i pocztą pantoflową hobbystycznie zaczął zajmować się grawerowaniem laserowym. Potem przyszło pierwsze poważne „zamówienie”, gdy koleżanka jego mamy z pracy poinformowała, że potrzebuje dla pacjentek sześcio- lub ośmiokątne ozdobne abażury wysokie na 25 centymetrów.

- Gdy usłyszałem, ile ona tego chce stwierdziłem, że potrzebna jest kolejna inwestycja i dokupiłem drugą maszynę. Ale już mocniejszą, bo 20 watową. A za chwilę przyszłą Wigilia i robota dosłownie grzała mi się w rękach. Wstawałem o 6:00, 7.00 rano i praktycznie ciągiem czasami do północy grawerowałem - opisuje mieszkaniec Żychlewa.

Jego działalność zaowocowała zaproszeniem na festyn organizowany przez Fundację „Mam Supermoce” imienia Bartosza Płońskiego z Poznania, gdzie mógł wystawić się ze swoimi rękodziełami.

reklama

- Ogólnie mega fajna inicjatywa i mega fajna atmosfera. Było duże zainteresowanie moimi wyrobami i już wiem, że zostanę zaproszony na kolejne edycje oraz inne festiwale - informuje pogodny 24-latek.

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU POD GRAFIKĄ  - KLIKNIJ, żeby OBEJRZEĆ GALERIĘ

Pierwszą randkę mieli w Ciechocinku

W obecnym zajęciu pociąga go przede wszystkim bycie samemu sobie szefem. I fakt, że tylko od niego zależy, jak ułoży sobie grawerowanie, aby spotykać się z miłością swojego życia.

- Basia pomaga mi prowadzić profil na Facebooku „Pan Laserek”. Można powiedzieć, że zajmuje się „papierkową robotą”, przyjmuje zamówienia. Bez niej na pewno bym sobie nie poradził - tłumaczy Filip.

Przy niektórych czynnościach pomagają mu jeszcze czasami rodzice, ale tak jest samowystarczalny. A będzie jeszcze bardziej samodzielny w swoim hobby po planowanym po Świętach Wielkanocnych remoncie pokoju.

reklama

Filip poznał Basię przez grupę facebookową. Dzieli ich dokładnie 185 kilometrów. Łączy miłość i wspólne doświadczenia, gdyż dziewczyna choruje na rdzeniowy zanik mięśni - SMA.

- Raz ja jestem u niej, raz ona u mnie. Teraz ma już samochód przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych ze specjalną rampą z tyłu. Więc wjeżdża na wózku elektrycznym do auta i jest znaczenie mobilniejsza. Przedtem, gdy miała zwykłe kombi i jechała na fotelu pasażera przez dwie godziny drogi, to strasznie bolały ją nogi - opowiada „Pan Laserek”.

Pierwszą randkę Filip i Basia spędzili w Ciechocinku.

- Byłem w Oslo w Norwegii na wakacjach i po moim powrocie postanowiliśmy się spotkać. Dlaczego Ciechocinek? Bo Basia ma do niego blisko - śmieje się 24-latek.

Jakie plany na przyszłość ma "Pan Laserek"?

- Rozwijać działalność i spełniać się przy miłości mojego życia. I wszystko będzie super - dopowiada mieszkaniec Żychlewa.

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo