Czyszczenie rowów stało się przyczyną konfliktu w Skoraszewicach, gm. Pępowo. Mieszkaniec ma pretensje, że mimo braku zgody, ktoś wjechał na jego teren.
- Jednego dnia sołtys pytał się mnie, czy pozwolę wjechać na moją łąkę [z tyłu za kościołem – przyp. red.]. Nie zezwoliłem. Na drugi dzień przedstawiciel spółki wodnej dzwonił do mnie z tym samym pytaniem. Nie pozwoliłem. I tak wjechali bez mojej zgody – mówi Witold Turbański ze Skoraszewic.
Jest zły, że mimo rozmów, wszystko zadziało się bez jego pozwolenia.
- Pojechałem tam, rozmawiałem z tymi pracownikami. Powiedzieli, że powinienem się zgodzić, bo woda stoi. Ale tu chodzi o słowo – wyjaśnia.
Sołtys Skoraszewic Józef Przybył potwierdza, że taka sytuacja zaistniała. Podkreśla, że chodziło o dobro całej wioski, oczyszczany rów odbiera bowiem całą wodę ze Skoraszewic.
- Sprawa była omawiana na zebraniu wiejskim. W tym rowie jest tyle zanieczyszczeń i szlamu, że w przypadku wielkiej ulewy, to Skoraszewice się topią – mówi sołtys.
Wójt Pępowa Grzegorz Matuszak jest natomiast zaskoczony szumem, jaki wywołały prace. Informuje, że ich dalszy ciąg będzie kontynuowany po przeciwnej stronie rowu, omijając działkę wspomnianego mieszkańca i również po drugiej stronie składowany będzie urobek. Nie ukrywa jednak, że konflikt opóźni prace.
- Musieliśmy wystąpić do starostwa w Gostyniu o zezwolenie na wycięcie tam [po drugiej stronie łąki pana Turbańskiego – przyp. red.] kilkunastu drzew, żeby koparka mogła podjechać i wykonać roboty – mówi wójt Grzegorz Matuszak.
Teraz gmina czeka na decyzję ze starostwa.