Gdy się na nich patrzy stanowią oryginalny widok. Najbardziej rzuca się w oczy Gosia Szymankiewicz, czerwone włosy, piękne rysy twarzy i skrzypce. Obok niej, najmłodsza w zespole i nie mniej urodziwa Marysia Świst, główna wokalistka. W pobliżu kręci się wiecznie uśmiechnięty basista Konrad Andrzejewski, który co rusz przedrzeźnia dziewczyny. Dalej, bardziej przypominający w swoich „hawajach” deskorolkowca niż gitarzystę, Arek Kubiak. Schowany za perkusją siedzi Damian Staśkiewicz, najnowszy nabytek kapeli, który jeszcze „nie czuje bluesa” i ciągle zgrywa się z resztą grupy.
- Ale będzie dobrze - pociesza go i pomaga grać na perkusji lider zespołu, Krzysztof Polowczyk. Na pierwszy rzut oka człowiek o kamiennym obliczu, ale tylko do momentu, gdy się z nim porozmawia. Wtedy okazuje się, że uśmiech nad wyraz często wykwita na jego twarzy. Wszystkie te bardzo barwne postacie to zespół „Cztery Mile Lasu”.
Poprzednio nazywali się „C360”. Ale mało kto wiedział, do czego odnosi się ten termin, a jeżeli ktoś już kojarzył co skrót oznacza, to nie wiedział dlaczego chcą, żeby ich kojarzono z polskim traktorem - Tutaj, w naszych rejonach nazwa się sprawdzała, ludzie wiedzieli, o co chodzi. Ale w szerszym gronie już nie za bardzo. Dlatego słuchający nas byli zadowoleni, że zmieniliśmy nazwę - mówi potrafiący grać zarówno na skrzypcach, gitarze, jaki i na instrumencie, z którym najczęściej można go zobaczyć - dudach, Krzysztof Polowczyk.
W listopadzie tego roku miną dwa lata, od kiedy zaczęli tworzyć muzykę. Zarówno, jako „C360”, jak i „Cztery Mile Lasu”. - Skład bardzo się zmienił od tego czasu - mówi lider zespołu. Z osób, które obecnie razem grają, najwcześniej wspólnie muzykować zaczęli Krzysztof Polowczyk i Gosia Szymankiewicz. Później do zespołu dołączył Konrad Andrzejewski oraz przyszła Marysia Świst. - I oczywiście, gdzieś po drodze „znalazł się” Arek Kubiak - żartuje o koledze założyciel zespołu.
Ostatnio na Facebook’u poszukiwali perkusisty. - Mieliśmy ich wielu - mówi Konrad Andrzejewski. Właśnie jeden z amatorów gry na tym instrumencie bardzo pomógł zespołowi. – To Robert Kusik z leszczyńskiego „Retrospective”, którzy występował z nami gościnnie. Nasza płyta to właściwie jego dzieło – Krzysztof Polowczyk. Obecnie, po przyjściu Damiana Staśkiewicza do zespółu lider liczy, że już dalszych zmian nie będzie i skład się ustabilizuje.
A co można usłyszeć, przychodząc na ich próby do kina „Szarotka” w Krobi? - Folk. Choć w tej chwili bardziej w połączeniu z rockiem czy muzyką metalową. Trochę mieszamy gatunki. To też wynika z faktu, że każdy lubi inny rodzaj muzyki i stara się dodać coś od siebie - wyjaśnia Krzysztof Polowczyk. - Generalnie folk zmiksowany z rockiem - dodaje po chwili zastanowienia. Jest to muzyka niespotykana nigdzie indziej.
Dlaczego? - Czerpiemy z naszego folkloru biskupiańskiego. Poza dwoma utworami z naszej płyty, pozostałe to przerobione piosenki biskupiańskie - wyjaśnia lider kapeli. Początkowo biskupiańskim charakterem zespołu nie był zachwycony Konrad Andrzejewski. - Pomyślałem sobie: „Kurde, nie lubię Biskupizny, ale może da się coś z tego zrobi”. I okazało się, że tak kultura nie jest taka straszna - żartobliwie tłumaczy basista.
Kto tak, jak początkowo Konrad Andrzejewski, nie przepada za muzyką biskupiańską musi koniecznie posłuchać premierowego krążka grupy noszącego tytuł „Na rozdrożu”. Gdy wczuje się w piosenki, takie jak „Biskupianka” czy „Domachowski Gościniec” zrozumie piękno tej kultury, powab muzyki będącej jednym z jej elementów. Wsłucha się w brzmienie skrzypiec i dud w połączeniu z gitarą basową i perkusją. A taka synteza nie jest łatwa.
- Trochę martwimy się, że piosenki biskupiańskie popadają w zapomnienie. Uznałem, że trzeba to po prostu pospisywać na nuty. Ja tego nie potrafiłem zrobić, dlatego zatrudniliśmy do pomocy klawiszowca, pana Rysia Kaczmarka i perkusistę Marka Kajdrysa. Ja im grałem, oni wszystko spisywali. W trakcie tej naszej współpracy doszli do wniosku, że to są tak ciekawe rytmy, że może spróbowaliśmy inaczej aranżować piosenki biskupiańskie. I tak powstał pomysł stworzenia zespołu – wyjaśnia początki zawiązywania się kapeli Krzysztof Polowczyk.
Każdy z członków zespołu ma różne, mniej lub bardziej bogate doświadczenie muzyczne. Oczywiście najbardziej obeznany w arkanach muzyki jest lider zespołu. „Człowiek-instytucja w sprawach Biskupizny”, jak lubi o nim mówić Agnieszka Wujek, dyrektor GCKiR im. Jana z Domachowa Bzdęgi w Krobi. Od wielu lat silnie związany z kolejnymi zespołami biskupiańskimi, laureat wielu nagród indywidualnych w grze na dudach.
- Najłatwiej gra mi się jednak na skrzypcach. Chwytam je w rękę i wszystko samo wychodzi - mówi lider „Cztery Mile Lasu”. Jednak instrument smyczkowy jest już zarezerwowany dla Gosi Szymankiewicz. Jej umiejętności gry na wytworze lutników zaprowadziły artystkę do teledysku „Najlepszy przyjaciel”, polskiego rapera o pseudonimie Młody występującego razem z wokalistką Pauliną Paterek.
Bardzo często Krzysztofa i Gosię można zobaczyć razem na wielu imprezach. Tak było na przykład podczas tegorocznego Taboru Wielkopolskiego w Starej Krobi. Obydwoje należą również do Biskupiańskiego Zespołu Folklorystycznego „in crudo” z Domachowa i Okolic. Do którego w czerwcu tego roku dołączyła… Marysia Świst. Najpierw została wokalistką w kapeli, a później zdecydowała się przywdziać tradycyjny strój biskupiański i zaczęła śpiewać z Biskupianami. – Tak więc wszystko działa w dwie strony – kwituje Krzysztof Polowczyk.
„Dużo przeszedł”, w sensie muzycznym Konrad Andrzejewski. Od przedstawień i orkiestry dętej w czasach szkoły podstawowej i liceum, po grę na weselach i w różnych zespołach, z mniejszym lub większym powodzeniem. Muzyka towarzyszyła mu od zawsze. – Ojciec był muzykiem. Pewnego roku przyszła gwiazdka, dostałem gitarę i tak się zaczęło – tłumaczy swoje początki basista. Co do nowego perkusisty, to Damian Staśkiewicz miał dłuższą przerwę w graniu. A Arek Kubiak? – Nie wiem czy możemy go nazwać gitarzystą. On raczej stoi z gitarą na scenie – stroją sobie żarty z kolegi, który dopytuje się co tam znowu o nim opowiadają, Krzysztof i Konrad.
Poza grą w różnych lokalach, domach kultury i imprezach, na które uda im się „wkręcić”, zespół można było usłyszeć m.in. na tegorocznej Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w Krobi i Gostyniu. „Cztery Mile Lasu” grały także na terenie Wyspy Kasztelańskiej podczas VI Nocnego Rajdu Rowerowego Szlakiem Jana z Domachowa Bzdęgi. Ostatnio zaś wystąpili dla szerszej publiki w trakcie V Festiwalu Tradycji i Folkloru w Domachowie.
A jakie plany na przyszłość? – Na razie „mielimy” sześć kawałków z naszej płyty, ale powoli będziemy dodawać nowe rzeczy, zrobimy repertuar i pomyślimy – mówi Konrad Andrzejewski. Właśnie na domachowskim festiwalu zaprezentowali nowy utwór o „zaskakująco” brzmiącym tytule - „Cztery mile lasu”.
Jeden z perkusistów namawiał ich, aby spróbowali swoich sił w jednym, z tak obecnie popularnych programów telewizyjnych poszukujących talentów. – To nie jest jeszcze ten czas – podsumowuje Krzysztof Polowczyk. – Musimy trochę razem pograć i dopiąć wszystkie elementy. Ale potem, kto wie. Na pewno o nas usłyszą – dodaje, z szelmowskim uśmiechem, Konrad Andrzejewski.
Premierowy krążek zespołu pt. „Na rozdrożu” został wydany dzięki pomocy finansowej gminy Krobia, która zakupiła jednorazowo 100 egzemplarzy płyty oraz drukarni Mprint sponsorującej pudełka do płyt. Całkowity nakład wyniósł 500 sztuk. Na krążku znajduje się sześć utworów:
„Biskupianka”
„Domachowski Gościniec”
„Herr Mannelig”
„Na Sułkowskim polu”
„Przez żychlewską wieś”
„Fiński” (Korpiklaani cover)
Zmiana wizerunku? Szalona fryzura przed szaloną imprezą? Poszukaj fryzjera w gostyńskiej Bazie Firm!