Ahoj przygodo - to hasło, którym się kierowali. Zamiar był taki, aby dostać się na granicę Kirgistanu z Chinami 22-letnią corsą. - I osiągniemy ten cel - zapewniali podczas wyjazdu z Gostynia. Dziś - po 22 dniach podróży - wrócili. - Meldujemy wykonanie zadania - oświadczyli krewnym, przyjaciołom, znajomym witającym ich na parkingu przy markecie „Biedronka” w Gostyniu.
Trzej koledzy ze szkoły średniej: Radosław Szwałek ze Strzelec Wielkich, Tobiasz Groszek i Maciej Stróżyński z Gostynia wyruszyli w szaloną podróż 30 czerwca, z rosyjskimi wizami w kieszeni. Wcześniej zaliczyli nieprzespaną noc przez adrenalinę i prace w garażu przy żółtym aucie. - Ale towarzyszą nam tylko i wyłącznie pozytywne emocje - przekonywali na facebooku przed wyjazdem.
Zawsze mieli szalone pomysły, a tym razem chcieli zrobić coś spontanicznego, niecodziennego, bo rutyna dnia codziennego stawała się już nie do zniesienia. Zapragnęli poczuć smak wolności, a przy tym poznać nieznane tereny, kulturę i obyczaje. Pierwotnie chcieli objechać większość krajów afrykańskich na północy, myśleli żeby zahaczyć o Syrię. - O te wszystkie kraje, gdzie jest wojna. Dwa tygodnie przed naszym wyjazdem zabito tam kilku turystów. Przestraszyliśmy się, „zbroja zrobiła się mokra” i wybraliśmy Mongolię. Z czasem okazało się, że nie zdążymy tam dojechać, więc wybraliśmy Kirgistan. Tym bardziej, że Uzbekistan i Kirgistan 3 miesiące temu zniosły wizy dla Polaków. To są jeszcze nieodkryte tereny. Uznaliśmy, że jest to trochę szalone, ale za to spontaniczne - opowiadał Tobiasz. Nie wszyscy rodzice byli zadowoleni, kiedy wiosną usłyszeli o pomysłach synów. - Nie byłam pozytywnie nastawiona do tej wyprawy. Jestem matką i to był taki rodzicielski strach. Jak już pojechali i dowiedziałam się, że na Węgrzech auto im się zepsuło, a oni i tak nie chcą wracać do domu, to pomyślałam: niech już jadą dalej - powiedziała mama Tobiasza.
Za to dziewczyny ”corsarzy” serdecznie im kibicowały i trzymały kciuki.
- Bardzo tęskniłam, aczkolwiek cieszę się, że spełnili swoje marzenia. Martwiłam się, ale wiedziałam, że dadzą radę. Jakąś wiedzę mają - i na temat mechaniki, na temat krajów - przyznała Klaudia, dziewczyna Radka.
- Nie odradzałyśmy im wyjazdu. To było ich marzenie. Wspierałyśmy ich, często się kontaktowałyśmy z naszymi corsarzami - dodała Dagmara, dziewczyna Tobiasza.
Podróżnicy z Gostynia zrobili w sumie 15 tysięcy kilometrów, przejechali przez 10 krajów. Trasa nie była łatwa - na bezdrożach było najtrudniej, towarzyszyły im wysokie temperatury powietrza, ale pozytywne nastawienie do wyprawy towarzyszyło podróżnikom prawie cały czas. Nawet wtedy, kiedy na Węgrzech zepsuł im się samochód. Trzy dni spędzili na wymienianiu uszczelki pod głowicą. - Teraz tracimy skrzynię biegów, nie mamy klimatyzacji - pisali na facebooku. Ale już 4 lipca ogłosili: „właśnie mijają 24 godziny od kiedy Corsa po remoncie ruszyła w dalszą drogę, ma się świetnie”. Szybko musieli nadrobić stracony na Węgrzech czas.
Przekonują, że podczas podróży raczej nie mieli momentu załamania czy zniechęcenia aż do tego stopnia, by zawrócić. - Chwile zwątpienia były w Uzbekistanie, kiedy zabłądziliśmy na pustyni. Przez 4 godziny nie widzieliśmy żywej duszy, temperatura sięgała 51 stopni Celsjusza na plusie, corsa się grzała, nie było mowy czy szansy na zasięg telefoniczny, internet czy telefon po pomoc - opowiadał Tobiasz. - Budzę się, patrzę na Tobiasza - a ten mówi: nie daję rady. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. To był chyba jedyny kryzys. A poza tym wszystko braliśmy z dużym jajem, z żartem - dodał Radek.
W Kazachstanie ogromne wrażenie zrobiły na nich wielbłądy. Kilkukrotnie zatrzymywali się na autostradzie, aby przez drogę przejść mogły też inne zwierzęta: konie, kozy, krowy czy byki. Tam wykąpali się w Uralu dla upragnionego orzeźwienia. 12 lipca wykonali I część misji - dotarli do Kirgistanu. Przy granicy Kirgistan - Chiny pojawili się 14 lipca.
Przyznali, że ciężko było, ale wrażenia po przygodzie, którą przeżyli są nie do opisania. - Cokolwiek by się stało, każde wydarzenie „przeżywaliśmy, a nie zwiedzaliśmy”. Każda przygoda, była dla nas wyzwaniem - przyznali gostyńscy corsarze. Towarzyszyła im adrenalina, endorfin też nie brakowało.
Na parking przy markecie w Gostyniu wjechali 21 lipca wieczorem. Wśród braw, wiwatów przyjaciół i krewnych, otworzyli szampany. Rozdawali też prezenty - błyskawiczne zupki do przyrządzenia "bez gotowania".
Cel kolejnej wspólnej wyprawy trzech przyjaciół to Indie. Kiedy wyjazd? - Przygotujemy auto, siebie, naszych najbliższych, odpowiednio nastawimy nasze ukochane dziewczyny i znowu pojedziemy naszą corsą. Nie jest autem doskonałym, nic w niej nie działa, ale bardzo ją kochamy - mówią o samochodzie z 1997 roku podróżnicy.