Worki wypełnione śmieciami podrzucono do budynku ćwiczeń strażaków-ochotników z Goli. Bałaganiarz wpadł, gdyż wśród śmieci znajdowały się dokumenty z jego nazwiskiem i adresem. Oprócz tego, że zapłacił mandat, musiał po sobie też posprzątać. Pod koniec listopada do Straży Miejskiej w Gostyniu dotarło zgłoszenie od strażaków-ochotników o śmieciach, które leża w obrębie terenu ćwiczebnego. Na miejsce wysłano patrol, który odnalazł kilka wypełnionych worków. Strażnicy przeszukali dokładnie znalezisko.
- Udało im się znaleźć dokument, który poddany szczegółowej analizie „pokazał” czytelne dane. A te doprowadziły nas do sprawcy bałaganu. Wezwaliśmy go na rozmowę do komendy - informuje Andrzej Maćkowiak, szef gostyńskej straży miejskiej. Bałaganiarz zjawił się następnego dnia i zbyt wiele nie wymyślał przy tłumaczeniu.
- Po prostu przyznał się, do tego, co zrobił. Najdziwniejsze podczas tego typu przesłuchać jest to, że mieszkańcy nie potrafią w racjonalny sposób wyjaśnić sytuacji i swojego zachowania. Po prostu wzdrygają ramionami, choć wiedzą, że to złe - dodaje komendant Maćkowiak. Mieszkaniec gminy Gostyń, który podrzucił śmieci strażakom z Goli, został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych. Musiał też dodatkowo posprzątać bałagan po sobie.
Komendant gostyńskiej straży miejskiej przekonuje, że naiwne jest twierdzenie, iż w dzisiejszych czasach (kiedy płaci się podatek za odbiór odpadów spod posesji) śmieci już nie trafiają do lasu. Nic bardziej mylnego, „mieszkańcom chce się jeździć specjalnie do lasu” ze śmieciami, nie odstrasza ich nawet kara grzywny 5 000 zł, jaka obowiązuje w przypadku takiego wykroczenia. Pod koniec listopada w siedzibie myśliwych w Klonach, patrol w czasie rutynowych kontroli, czynności zauważył na brzegu lasu rozdarty worek ze śmieciami: plastikowymi butelkami i odpadami bytowymi. Strażnikom podczas przeszukania wpadł w ręce dokument tożsamości, po którym dotarli do właściciela śmieci.
- Wezwaliśmy go do komendy jeszcze tego samego dnia, aby wyjaśnić wszystko. Kiedy mu pokazaliśmy, jaki dokument przewozowy, z konkretnym adresem wygrzebaliśmy z worków, nawet nie dyskutował. Sprawca przyjął mandat bez gadania, nie umiał racjonalnie wytłumaczyć swojego postępowania - wyjaśnił Andrzej Maćkowiak.